
O samotnym podróżowaniu
Lubię myślami wracać na tzw. stare śmieci. Wspominać początki mojego samotnego podróżowania po Europie. (Część relacji mozna poczytać w tym poście) Napawam się wtedy dumą, a nos już pnie się wyżej. Nie miałam nikogo do pomocy przy organizacji moich podróży, nie miałam doświadczenia w wyjazdach zagranicznych, ani nie miałam z kim pojechać. Byłam sama, w obcym kraju, mając trochę pieniędzy na koncie i nieco wolnego czasu. Mogłam pójść na zakupy, codziennie chodzić do kina lub oszczędzać, a jednak uznałam, że wyjazdy będą dla mnie najlepsze.
To nie tak, że od małego chciałam zwiedzać świat. W wieku 17 lat moja lista miejsc, które chciałam zobaczyć obejmowała: Paryż, Wenecję, Rzym, Machu Picchu, USA. Nigdy wtedy nie byłam za granicą, moje wyobrażenie o podróżach zwykle obejmowało ogromne sumy pieniędzy, których nie miałam. Do tego pająki, węże i całą resztę, których boję się do dziś.
Zdecydowałam wyjeżdżać sama, bo skoro każdemu coś nie pasuje ( termin, kwota, destynacja ) to przynajmniej nie będę się ograniczać przez innych.
Z perspektywy czasu, ciekawi mnie jedynie moja odwaga ( tudzież głupota) podczas pierwszych wyjazdów. Pokazują mi jaka byłam już wtedy otwarta na innych ludzi, na nowe znajomości i nowe przygody. Wybierałam ciekawość i niski koszt, nad wygodę i stabilność. Bo przecież mogłam z Anglii pojechać pociągiem do Paryża, nie musiałabym się tłuc nocnym busem z przesiadką.
Mogłam wybrać OPŁACONY nocleg w hotelu zamiast korzystać z couchsurfingu i spać u nieznajomego gościa.
Mogłam jadać w restauracjach niż sama sobie przygotowywać jedzenie. Mogłam zostać w centrum Dublina skoro miałam tylko jeden dzień na zwiedzanie, a nie pchać się na chodzenie po okolicznych klifach w śmiesznych butach.
Wiele rzeczy mogłam zrobić inaczej, lecz nie wiem czy wtedy bym je tak zapamiętała.
Wybierając autobus do Paryża poznałam dwie osoby, z którymi utrzymywałam kontakt przez następne miesiące w Anglii. Decydując się na couchsurfing poznałam francuskiego modela i biznesmena, który zaprosił mnie na grilla u znajomych z różnych krajów, a także mieszkałam 2 min od samej Bazyliki Sacre Coeur. Dzięki nie chodzeniu do restauracji w mojej kieszeni zostały dziesiątki euro, które przeznaczyłam na następną podróż. Zostawiając rozczarowujący Dublin za sobą, oglądałam piękne widoki i byłam wśród natury.
Poznawałam i doświadczałam nowe rzeczy – sama. Nie musiałam skupiać się na nikim innym, brać pod uwagę jego samopoczucie i komfort. Byłam tylko ja i Paryż, ja i Bruksela, ja i Dublin.
Byłam jak małe dziecko zostawione bez rodziców w pokoju pełnym różności. Wszystkiego dotknąć, zobaczyć, obślinić ( z tym już przesadziłam, wiem). Mając kogoś u boku nie jesteś w stanie przeżywać wszystkiego w ten sam sposób. To daje większe możliwości na samo doświadczanie i analizowanie. Szukanie różnic i podobieństw.
Jako, że moje pierwsze podróże były samotne, mogłam sprawdzić czego chcę JA. Jak podróżować, jak zwiedzać, na co mam ochotę. Sprawdzałam siebie i swoje możliwości. Nie twierdzę, że był to najprzyjemniejszy sposób podróżowania. Czasem przydałaby się osoba z którą można porozmawiać i dzielić wspaniałe momenty. Albo popilnować plecak kiedy musisz iść do toalety.
Sądzę, że tylko mnie to wzmocniło i stałam się bardziej niezależna. Mimo, że teraz już nie podróżuję sama, to wiem, że bym sobie poradziła w obcym miejscu.
I czasami to daje największą siłę – wiedzieć, że w razie czego, zawsze możesz liczyć na siebie.
Ale chociaż wiem, że podróże w pojedynkę dały mi więcej możliwości do rozwoju siebie, to nie zamieniłabym je na te obecne. Bo wspólne planowanie i działanie zbliżają do siebie. Czasem różne priorytety każą szukać innej drogi wyjścia, która uczy życia z druga osobą.
Natomiast satysfakcja i zadowolenie jest o NIEBO większa.
Bo szczęście mnoży się razy dwa 🙂

Jestem Klaudia i od kilku lat moją największą pasją jest podróżowanie. Żona, od niedawna także matka. Pasjonatka fotografii i szukania tanich lotów, nieustannie planując nowe podróże.

